wtorek, 6 marca 2012

Stary człowiek też może


W Senegalu zakończyła się pierwsza tura wyborów, w których 85-letni prezydent Abdoulaye Wade stara sie o reelekcje na trzecią kadencje, mimo że konstytucja określa limit kadencji na dwie. Nie jest to pierwszy raz, kiedy sędziwy afrykański przywodca nie może rozstać się z prezydenckim fotelem i władzą. Prawdopodobnie, jak zwykle, wyborcy będą go do tego musieli zmusić.

Senegal uważany jest za jedną z nielicznych stabilnych i liberalnych demokracji w Afryce. Jest to jedyne państwo w Afryce Zachodniej, gdzie władza przechodziła z rąk do rąk tylko w wyniku wyborów, a nie zamachów stanu czy puczy wojskowych. Wygląda jednak na to, że to chwalebne dziedzictwo może zostać zaprzepaszczone przez obecnego prezydenta, Abdoulaye Wade.

 "Ja jestem prezydentem i ojcem narodu. Tego własnie nie potrafią zrozumieć Europejczycy", broni sie 85-letni prezydent. Wade jest prezydentem od 2000 roku i służył już przez dwie kadencje, pięcioletnią i siedmioletnią. Według niego, doświadczenie i sędziwy wiek to jego atuty, które znaczą wiecej niż jego wczesniejsze obietnice,  że nie będzie sie starał o reelekcje.

Innego zdania zdają sie być sami Senegalcycy. Dzisiejsze wyniki pierwszej tury wyborów wyborów dają co prawda Wade'mu 8-punktowe prowadzenie nad kandydatem opozycji, byłym premierem Macky Sallem, ale w drugiej turze obecny prezydent ma małe szanse na zwycięstwo. Podczas pierwszej tury opozycja była podzielona pomiedzy 14 kandydatów, którzy najprawdopodobniej zjednoczą się za Sallem w drugiej turze wyborów przewidzianej na 25. marca. Opozycja już zapowiada, że nie uzna wynikow wyborów, jeśli Wade ostanie ogłoszony zwyciezcą.

Może to oznaczać zamieszki, a nawet wojnę domową, na wzór tej, która rozpętała się w grudniu 2010 na Wybrzeżu Kości Słoniowej po tym jak Alassane Ouattara nie uznał wynikow wyborów, które dawały zwycięstwo ówczesnemu prezydentowi Laurentowi Gbagbo. ONZ, Unia Afrykańska i większość państw oprócz Angolii i Libanu poparły roszczenia Outtary, ale Gbagbo odmówil dymisji, co rozpoczęło wielomiesięczne starcia, w których zginelo około 2,000 ludzi. Dopiero interwencja francuskich sił specjalnych i schwytanie Gbagbo w kwietniu 2011 położyło kres anarchii. Gbagbo siedzi obecnie w więzieniu na przedmiesciach Hagi, oczekując na proces przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym (ICC).

Scenariusz z Wybrzeża Kości Słoniowej, kiedy demokratycznie wybrany przywodca przeważa nad przywodcą zasiedzialym, jest stosunkowo rzadki. Afryka miała, i wciaż ma, wyjątkowo wielu takich przywodców, którzy nie chcieli oddać władzy po końcu swoich kadencji. Często byli to pierwsi post-kolonialni prezydenci, którzy wywalczywszy wolność dla swoich krajów uznali, że zwycięstwo nad kolonialistami daje im prawo rządzić niezależnie od decyzji vox populi. Rzadko ustępowali z własnej woli, częściej byli odpychani od władzy przez pucze woskowe. Tak było w przypadku prezydenta Ghany, Kwame Nkrumaha, który jako pierwszy ogłosił się "Prezydentem na Zawsze", prezydenta Czadu François Tombalbaye, "Ojca Narodu i Zbawcy Ludu" Mobutu Sese Seko w Zairze, czy samozwańczego cesarza Republiki Środkowej Afryki, Jean-Bédel Bokassy.

Pomnik Renesansu czy Głupoty?
Bardzo rzadko też takie autrorytarne rządy jednostki wychodziły na dobre ich krajom. Nawet dobrze zapowiadający się przywodcy, tacy jak obecny ugandyjski prezydent Yoweri Museveni, czy Felix Houphouët-Boigny, przywodca Wybrzeża Kości Słoniowej do 1993 roku, którzy na początku swoich rządow wiele dobrego uczynili dla swoich krajów, z wiekiem tracili swoje polityczne zdolnosci i rozeznanie obstając przy przestarzałych rozwiązaniach, które powoli rujnowały ich kraj. Inni, tacy jak Mobutu czy Bokassa, mieli od początku tylko własne wzbogacenie się na względzie doprowadzając swoje kraje do ruiny w ekspresowym tempie.

Rządów Abdoulaye Wade, chociaż przy takich porównanaich nie wypadają najgorzej, nie można też uznać za wzorowe. Opozycja zarzuca mu ograniczanie wolności prasy i swobód obywatelskich, jak również korupcję i nepotyzm. W jednym z głośniejszych skandali Wade podarował przedstawicielowi MFW podczas obiadu "prezent pożegnalny", który okazał się torbą zawierajacą $200,000. Prezydent zdaje się też namaszczać swojego syna, Karima, na swojego nastepcę obsadząjac go na kluczowych ministerialnych stanowiskach. Międzynarodową "slawę" Wade zyskał jednak dopiero po tym, kiedy zarządził budowę niemal 50-metrowego "Pomnika Renesansu Afrykańskiego", kosztującego 27 milionów dolarów, utrzymanego w stylu socrealistycznym i zbudowanego przez północnokoreańskich robotników. Dodatkowo prezydent zażyczył sobie 35% zysków ze sprzedaży biletów, które trzeba kupic, by obejrzec ten cud z brązu. W końcu, jak prezydent sam utrzymuje, ten pomysł z pomnikiem był jego.

Wszystko wskazuje na to, że Wade przegra obecne wybory. Jeśli uzna się za pokonanego i odejdzie z godnościa, ma jeszcze szansę zapisać się w historii Sengalu jako dobry przywódca. Jeśli będzie próbowal sfałszowac wyniki wyborów i utrzymać sie przy władzy za wszelką cenę, prawdopodobnie skończy tak jak Gbagbo z Wybrzeża Kości Słoniowej - opuszczony przez wszystkich i przed trybunałem. Czasy starych dyktatorów zdają się powoli odchodzić w przeszłość, i chociaż niektórzy z nich, tacy jak syryjski Assad, Robert Mugabe z Zimbabwe, czy Omara al-Baszir w Sudanie, wciąż resztką sił utrzymują sie u władzy, jest ich z każdą - nie tylko Arabską - wiosną coraz mniej.

O mnie

Moje zdjęcie
I'm a graduate of politics and African Affairs, a freelance writer and film-maker, currently based and roving in East Africa.