Somalia słusznie utożsamiana jest z pustynnymi bezkresami, po których
włóczą się tylko wielbłądy i niebezpieczni mężczyźni z kałasznikowami.
Większość kraju rzeczywiscie tak wygląda: bezwodna, nieurodzajna,
niebezpieczna. Ale na południowym zachodzie rozpościera sie inna kraina – wciąż
niebezpieczna, ale zielona i żyzna. To inna twarz Somalii, której często trudno
się dopatrzyć pomiędzy obrazkami piractwa, przemocy, suszy i głodu, jakie serwują nam media. Dzień islamskiego święta dziękczynienia i ofiary, Eid al
Adha, to dobry moment, aby przyjerzeć się tej innej, nieznanej Somalii…. oraz
jej sumom.
Tego
dnia w Dolow, jak wszędzie indziej w muzułmańskim świecie, muezzini wyjątkowo
energicznie nawoływali wiernych do modlitwy już od świtu. Zamiast jednak
podążyć do swoich zwyczajowych meczetów, mieszkańcy tego małego, nadrzecznego
miasteczka zebrali się razem na wzgórzu ponad miastem, aby wspólną
modlitwą uczcić wyjątkowy dzień – Eid al Adha – Święto Ofiary Abrahama, który w
imię posłuszeństwa Allahowi gotowy był poświęcić swego jedynego syna, Izmaela.
Dla
Somalijczyków Eid al Adha to jak dla nas Boże Narodzenie. Nikt nie pracuje, a zakurzone uliczki, normalnie gwarne i tłoczne, są zupełnie puste do południa,
kiedy to wraca się z modlitw. Dziś jest ten jeden dzień w roku kiedy wypada
sprawić sobie nowe ubranie – niemal każdy mężczyzna, kobieta i dziecko odziany
jest kolorowo w strój prosto od krawca. Dla wielu będzie to odzienie na cały
następny rok. Dzieci dostają także prezenty – dziewczynki słodycze a chłopcy…
pistolety-zabawki, których wystrzały płoszą wszędobylskie osiołki i nerwowych cudzoziemców.
Somalijski 'mzee' pod czerwonym dachem chaty |
Oczwiście,
święto nie byłoby świętem, gdyby nie towarzyszyła mu uczta. Każda rodzina,
która może sobie na to pozwolić, kupuje tego dnia owcę lub kozę do zarżnięcia.
Ci, którzy nie mają na to środków, mogą liczyć na zakat – jałmużnę, która jest jednym z filarów Islamu i która
nakazuje, zwłaszcza podczas Ramadanu i w ten dzień, dzielić się jedzeniem z
ubogimi. Tradycyjnej kozie lub owcy towarzyszy…spaghetti – poza mięsem
najważniejszy składnik diety Somalijczyków. Nigdzie w regionie się tego nie je, ale Somalia była przez wiele lat włoską kolonią. Starzy Somalijczycy w
Mogadishu wciąż mówią ze swadą w tym pięknym języku. Młodszym z kolonialnej historii
pozostał już tylko makaron.
Somalia
pojawiła się w prasowych nagłówkach w 2011 roku z powodu głodu i suszy, która
nawiedziła region i według różnych oszacowań dotknęła 9 milionów ludzi i zabiła
od 50 do 260 tysięcy w całym Rogu Afryki. Susza spowodowana była przez wyjątkowo
intensywne oddziaływanie prądu El Nina na Pacyfiku – przez dwa lata w Somalii
opady w porze deszczowej były wyjątkowo skąpe. Ale do katastrofalnej sytuacji
humanitarnej przyczyniło się przede wszystkim to, że większość kraju pogrążona
była w konflikcie zbrojnym i kontrolowana przez fundamentalną islamską
organizację Al Shabaab, która terroryzowała ludność utrudniając rolnictwo,
handel i migrację.
Somalia
nie musi być biedna i głodna. Większość klęsk głodu, tak jak te które
nawiedzały Etiopię w latach osiemdziesiątych i przyczyniły się do popularyzacji ‘mitu’ o
wiecznie głodującej Afryce i sławy Boba Geldofa, nie jest spowodowana przez
suszę i brak żywności w kraju tylko przez złą wolę lub niekompetencję władz. W
przypadku Etiopii wojskowa junta celowo wykorzystała suszę do podporządkowania
sobie niesubordynowanych części kraju. W Somalii, wojna i islamscy
fundamentalisci uniemożliwili transport jedzenia lub migrację ludzi –
rozwiązania, dzięki którym Somalijczycy od wieków radzili sobie z suszami
nawiedzającymi ich co parę lat.
Ta ‘nieurodzajna’
Somalia od lat produkuje ponad 40 procent żywności potrzebnej do rodzimej
konsumpcji (dla porównania Wielka Brytania produkuje 60 procent). Na półpustynnej północy hodowane są kozy, owce i wielbłądy, które
milionami sztuk wywożone są do Arabii Saudyjskiej na eksport. Na południu,
dzięki dwóm rzekom wypywającym z sąsiadującej z Somalią Etiopii – Jubbie i
Shabele, można w okolicach Dolow uprawiać zboża, cebulę, pomidory – a także
banany i melony z których Somalia w regionie słynie.
Żołnierz patrolujący przygraniczne pola |
Wciąż
jednak dwie przeszkody stoją na drodze intensyfikacji produkcji i wyciągnięcia
Somalii z kręgu głodu i niemocy. Pierwsza to nieustający brak poczucia bezpieczeństwa.
Dolow, dzięki temu że kontrolowane jest przez jeden klan i leży na granicy z
Etiopią jest wyjątkowo spokojne ale reszta urodzajnego międzyrzecza jest wciąż
kontrolowana przez Al Shabaab. Dopóki centralny rząd nie przejmie kontroli nad
całym krajem – a nie tylko stolicą Mogadishu – trudno będzie o inwestycje
potrzebne do rozwoju rolnictwa i transportowej infrastruktury.
Drugi
problem, spowodowany przez Zachód, paradoksalnie, trudniej będzie rozwiązać.
Susza ściągnęła do Somalii setki organizacji pomocowych, z których naczelną
jest UN WFP (Światowy Program Żywnościowy ONZ), zajmująca się dystrybucją żywności. Ta organizacja ma jeden z
największych budżetów ze wszystkich organizacji ONZetowskich i jej naczelną
misją jest znalezienie ‘rynku zbytu’ dla amerykańskich subsydiowanych rolników,
od których kupuje prawie wszystką żywność, którą rozdaje. W czasie prawdziwego
kryzysu praca WFP jest nieoceniona. W sytuacji w jakiej obecnie znajduje się
Somalia jej działaność katastrofalnie rozregulowuje rynek żywności – dlaczego
rolnicy mieliby produkować żywność jeśli mogą dostać ją za darmo? Zalew
jedzenia obniża ceny żywności, której rolnikom nie opłaca się produkować na
rodzimy rynek. To, co dzieje się z ONZtowską żywnością nawet podczas suszy
wybitnie opisała moja koleżanka w tym artykule.
Jednym
z projektów, który ma na celu uniknięcie takiego scenariusza i wykorzystanie
potencjału rolniczego Somalii, jest akcja innej ONZetowskiej agencji ds żywienia
i rolnictwa (UN FAO), która ma na celu popularyzację ryb w Somalii. Somalijczycy,
mimo tego że mają najdłuższą linię brzegową w całej Afryce i słyną ze zdolnych
marynarzy (czyt. piratów), jedzą najmniej ryb i owoców morza na mieszkańca w
Afryce, tylko 2.4kg rocznie. Homary, w która obfitują ich wody przybrzeżne (tak
jak i w rekiny), łowione są tylko na eksport i szybko wysyłane do luksusowych
hoteli w Dubaju i Arabii Saudyjskiej. Sami Somalijczycy brzydzą się ryb i ich
nie jedzą. Takie zwyczaje rozpowszechnione są w Afryce, gdzie wiele plemion nie
uznaje jedzenia zwierząt bez czterech nóg – ryb czy ptaków.
Pracownik FAO uczy chłopca jak zakładać robaka na haczyk |
Agencja
dosłownie potraktowała angielskie przysłowie 'give a man a fish and you feed him for a day; teach him to fish and you feed him for a lifetime' i w Dolow rozpoczęła
pilotażowy program, który ma na celu nauczenie Somalijczyków, że ryby są zdrowe,
smaczne i łatwe do pozyskania. Rzeki Jubba i Shabelle obfitują w sumy i ocenia
się że każdego roku można by odłowiać 2000 ton tych wąsatych ryb. Popularyzacja
rybołóstwa mogłaby nie tylko zapewnić łatwy dostęp do jedzenia dla tysięcy
niedożywionych Somalijczyków ale także dać zatrudnienie setkom ludzi żyjącym
wzdłuż rzek i rozwinąć nową gałąź przemysłu eksportowego – Etiopczycy bardzo
lubią ryby i byliby dobrym rynkiem zbytu dla sąsiedniej Somalii.
Na razie projekt jest w stadium pilotażowym i jak większość
przedsięwzięć ONZtu rusza powoli i z problemami. Ale być może w przyszłym roku
mieszkańcy nadrzecznego Dolow będą świętowali Eid al Adha ze swiątecznym karpiem,
znaczy się sumem, na stole.