sobota, 25 maja 2013

Stada Somalilandu


 
Według tradycji, wojna pomiedzy klanami w Somalii może wybuchnąć z trzech powodów: utraty honoru, kobiety lub wielbłąda. Co prawda ostatnimi czasy kradzież statków stała się bardziej opłacalna i medialna w Somalii, ale w Somalilandzie wiedzą, że prawdziwe bogactwo wciąż drzemie w stadach, a dokładnie w milionach sztuk kóz, owiec i wielbłądów jakie ten niepozorny, przez nikogo nieuznawany, kraj w Rogu Afryki wysyła co roku na rzeź do krajów Półwyspu Arabskiego.

Droga do Berebera wiedzie przez płaskie, spalone słońcem pół-pustynie, usiane kolczastymi krzewami, które teraz, po porze deszczowej, na szczęście zielenią się młodymi listkami. Na szczęście dla wielbłądów, które w majestatycznych karawanach przybywają do Berbere nawet z dalekiego Wajir, w północnej Kenii, po ponad trzech miesiącach wędrówki przez Somalijskie pustkowia.

Wielbłądy ładowane na cieżarówki
Co roku z portu Berbera, położonego strategicznie na południowym wybrzeżu zatoki Adeńskiej, wypływa w swą ostatnią podróż 3.8 miliona wielbłądów, kóz i owiec. Kiedy zbierze się ich dostateczna liczba, ładuje się je w nocy, kiedy 45-stopniowy upał już nie doskwiera, na ogromne statki mogące pomieścić nawet do ćwierć miliona sztuk. Mniejsze statki, z ładownością do 100 tysięcy, już za 48 godzin będą po drugiej stronie zatoki, w Saudyjskim porcie, bramie do Mekki, Jeddah.

Tam co roku, kiedy skończy się święty miesiąc Rammadan, zaczyna się Hajj, czas dorocznej pielgrzmki do Mekki, którą każdy porządny muzułmanim powinien odbyć przynajmniej raz w życiu. Kulminacją sezonu pilgrzymek jest święto Eid al-Adha, przypominające o tym jak Abraham poświęcił syna swojego jedynego, Izaaka, Bogu. Na jego pamiątkę każda rodzina kupuje kozę lub owieczkę i radośnie zarzyna ją przed progiem swojego domu w oczekiwaniu na wieczorną ucztę. Ulice pobożnych miast spływają krwią, a kieszenie Somalijskich handlarzy napełniają się złotem. Znaczy się dolarami.

Targ zwierząt w Hargeisa

Bo handel zwierzętami to poważny biznes, mimo że próżno by szukać o tym wzmianki w wikipedii. Ministerstwo d.s. Zwierząt w Somaliladzie szacuje, że z tego handlu utrzymuje się 70 procent populacji kraju. Przychody z eksportu zwierząt odpowiedzialne są za 60 procent PKB Somalilandu i 70 procent wpywów do budżetu. Somaliland nie ma innych gałęzi przemysłu (chociaż niedawno otworzono w stolicy Hargeisie rozlewnie Coca-Coli) i reszta PKB to niemal wyłącznie transfery pieniężne od potężnej somalijskiej diaspory z Europy i Stanów oraz pomoc międzynarodowa.  

Somalijka z kozą świętuje dzień niepodległości
Somaliland, onegdaj mały Brytyjski protektorat, odłączył się od Somalii po upadku wojskowego reżimu Siada Barre w 1991. Podczas gdy Somalia właściwa pogrążała się w wojnie domowej i marniała pod rządami a to lokalnych watażków (warlords), fundamentalistów islamskich (al Shabaab) albo pirackich mafiosów, Somaliland stał się oazą stabilności i relatywnego dobrobytu wśród somalijskiej anarchii. W przeciwieństwie do Mogadishu, po Hargeisie cudzoziemcy nie muszą poruszać się samochodami pancernymi ani pod ochroną wojska. Somaliland ma funkcjonujący rząd, z prezydentem Ahmedem Mahmoudem Silanyo na czele, własną walutę i dzień niepodległości (18 maja). Na lotnisku w Hargesie można też kupić polskie czekoladowe batoniki.

Niestety osiągnięcia te nie są doceniane przez wspólnotę międzynarodową, która uparcie odmawia uznania państwowości Somalilandu, nazywając go tylko autonomicznym regionem. Unia Afrykańska, Unia Europejska i ONZ oficjalnie wciąż głoszą potrzebę unifikacji wszystkich terrytoriów Somalii, czyli Somalilandu, Puntlandu i Jubalandu z regionem centralnym. Parę krajów, między innymi Etiopia, Seszele i…. Walia, poczyniło już pierwsze kroki sugerujące otwartość na uznanie niepodległosci Somalilandu. A wiele krajów Unii Europejskiej wspiera dążęnia Somalilandu nieoficjalnie.

Ale bez oficjalnej, międzynarodowej pozycji trudno będzie Somalilandowi rozwinąć nawet tak obiecujący przemysł jakim jest handel zwierzętami. Inwestycje w infrastrukturę - targi, porty, drogi, rampy ładownicze - a także w wtórne gałęzie przemysłu takie jak przetwórstwo mięsa, skór czy mleka są nieodzowne. A bez własnej państwowości Somaliland nie może liczyć na pożyczki z Banku Światowego, ani na fundusze z IMF. Nie może także oficjalnie zawierać handlowych umów międzynarodowych ani negocjować ceł. Darczyńcy także nie mogą wspierać rządu bezpośrednio, a tylko przez poszczególne projekty.

Góry Golis
Jednym z takich skuteczniejszych projektów społeczności międzynarodowej, nastawionym na rozwój hodowli i handlu, jest szkoła weterynajryjna w Sheik, wiosce połóżonej w pięknych acz niegościnnych górach Golis, jakąś godzinę jazdy od portu Berbera i drugą godzinę od największego targu zwierząt w Burco. Szkoła założona została w 2002 roku w odpowiedzi na embargo nałożone na somalijskie stada przez Arabię Saudyjską.

Saudyjczycy odmówli wpuszczania do siebie somalijskich zwierząt w 1998 roku po tym jak księgosusz, wysoce zaraźliwa choroba zwana także pomorem bydła, najprawdopodobniej przywleczony z Somalii, zdziesiątkował ich stada. Somaliland nie miał wtedy żadnych procedur umożliwiających kontrolę zdrowia i jakości eksportowanych zwierząt. Nie miał procedur, bo nie miał personelu, który mógłby je egzekwować – ostatnia szkoła weterynarii została zamknięta w Mogadishu w 1990 roku. 

Szkoła w Sheikh została założona specjalnie z myślą o pracownikach portu, stacji kwarantanny i inspektorach jakości, których praca umożliwiłaby cofnięcie embarga. W 2009 ich wysiłek się powiódł i Arabia Saudyjska, wiecznie spragniona jagniąt ofiarnych, otworzyła ponownie swoje porty. Większość studentów szkoły w Sheik wciąż znajduje zatrudnienie w agencjach rządowych, ale niektórzy z nich mają już inne ambicje.

Neshed w laboratorium
Neshed Mohammed, ma 23 lata, czwórkę młodszego rodzeństwa, 50 wielbłądów i rodziców, którzy nigdy nie chodzili do szkoły. Własnie ukończyła dymplom w Sheikh i otworzyła małą prywatną klinikę weterynaryjną w swojej wiosce. Jak sama mówi, chciała zostać weterynarzem, bo bardzo lubi krowy, zwłaszcza jeść ich mięso i pić mleko. Ale teraz jej ambicje są inne. Chce otworzyć pierwszą profesjonalną mleczarnie w Somalilandzie i produkować mleko, bo wedlg niej, w miastach zawsze go brakuje.


Dzięki sprytowi, zaradności i cięzkiej pracy Somalilandczycy radzą sobie naprawdę nieźle w wysoce niesprzyjającym klimacie, zarówno tym geograficznym jak i politycznym. Mimo to, bez inwestycji i pomocy z zewnątrz nawet ambitnym ludziom takim jak Neshad trudno będzie spełnić swoje marzenia o lepszym, dostatnim jutrze.


p.s. Moj filmik do artykulu można obejrzeć tutaj.




O mnie

Moje zdjęcie
I'm a graduate of politics and African Affairs, a freelance writer and film-maker, currently based and roving in East Africa.