piątek, 14 czerwca 2013

Rhino Charge

"Szarża Nosorożców" to nie nazwa odcinka programu przyrodniczego Davida Attenborough. To doroczny rajd terenowy, w którym sześćdziesiąt samochodów musi pokonać trzynaście punktów kontrolnych w jak najkrótszym... dystansie. Czas liczy się mniej, niż zdolność pokierowania samochodu 'na skuśkę' przez góry, szczeliny, skały, czy bagna w przepięknych, acz niegościnnych krajobrazach Kenii. Jak co roku, w rajdzie bierze udział także polska drużyna, “Girls in Pears”, złożona z sióstr Sapieha i ich koleżanek. Wraz z innymi uczestnikami zbierają one pieniądze na ochronę ginącej kenijskiej przyrody.



Palące słońce, wszędobylski pył, wysokie żółte trawy, góry i wądąły. W takich warunkach odbywał się w 25. rajd Rhino Charge w Magadi na południu Kenii. Sześćdziesiąt trzy samochody stanęły o świcie na miejscu zbiórki skąd oraganizatorzy powiedli je do 13 różnych punktów startowych, rozrzuconych po zboczach góry Olokisalie na terytorium plemienia Masajów. Z tych punktów już każdy samochód będzie musiał sam odnaleźć sobie jak najkrótszą trasę do następnego punktu, licząc się z tym, że błąd nawigacji lub zła decyzja mogą zakończyć się na drzewie, bądź w rowie.


W każdym samochodzie jest kierowca, nawigator i dwóch czy trzech ‘runners’, czyli pomocników, których zadaniem jest badanie terenu przed kołami samochodu, usuwanie przeszkód, czy też wypychanie pojazdów ze skalistych szczelin bądź bagien. Niektóre samochody radzą sobie z przeszkodami lepiej niż inne – w tym roku dwa samochody dachowały, jeden z nich trzykrotnie. Ale też różne rodzaje samochodów biorą udział w rajdzie: są w nim zmodyfikowane ‘potwory’, z kołami wielkości człowieka i silnikami mogącymi pociągnąć dom. I są także stare, wysłużone jeepy i landrovery, których zaletą jest to, że jeśli się zepsują to można je naprawić na sznurek i gumę do żucia.
Wacuś

Właśnie takim samochodem jest “Wacuś”, angielski landrover z 1956 roku, w którym siostry Teresa Sapieha i Maryjka Beckmann od 1994 roku biorą udział w Rhino Charge. Samochód należał kiedyś do ich ojca, Eustachego Seweryna Sapiehy, historyka, podróżnika i zawodowego myśliwego, który “Wacusiem” jeździł po Congo w poszukiwaniu diamentów, a po Tanzanii w poszukiwaniu zwierzyny. W zeszłym roku drużyna “Girls in Pearls” wygrała Rhino Charge w kategorii pojazdów niezmodyfikowanych. W tym roku, mimo że “Wacusiowi” odmówiła posłuszeństwa prądnica, wlew paliwa i wjechał na drzewo roztrzaskując sobie przednią szybę, polska drużyna ukończyła 9 z 13 punktów kontrolnych i dojechała w całości.

Wacuś w akcji

W tym rajdzie ważniejsza od zwycięstwa jest sama partycypacja i dobry humor, który zawodnikom w tym towarzyszy. W każdym punkcie kontrolnym woluntariusze, którzy często biwakują tam na pare dni przed eventem aby wszystko przygotować, witają samochody wiwatami, red bullem i różnymi smakołykami, w tym – na wysokiej, niedostępnej górze, w palącym afrykańskim słońcu – lodami waniliowymi. W evencie biorą udział głównie biali mieszkańcy Kenii - tak zwani, od swoich kolonialnych zamiłowań do koni, przygód i samochodów, Kenya Cowboys – oraz Hindusi, potomkowie robotników ściągniętych do Kenii przez rząd kolonialny, którzy przez lata dominowali handel w Kenii. Coraz więcej rodzimych kenijczyków przyjeżdża, aby Rhino Charge obejrzeć i wziąć udział w zabawie; w tym roku przyjechali też synowie nowego prezydenta, Uhuru Kenyatty.

Wszystko to sprawia, że Rhino Charge to ogromne przedsięwzięcie logistyczne. Dziesiątki samochodów, setki uczestników i tysiące widzów. A także ponad milion dolarów, które w tym roku organizatorom, Kenijskiej organizacji Rhino Ark, udało się zebrać, aby chronić górskie ekosystemy Aberdares i Mt Kenia. Bo Rhino Charge to nie tylko niezapomniana zabawa; to przede wszystkim akcja charytatywna zbierająca pieniądze na ochronę ginącej kenijskiej przyrody.

Aby wziąć udział, każdy z uczestników rajdu musi zebrać million kenijskich szylingów, czyli jakieś 400 tysięcy złotych. Za te pieniądze Rhino Ark buduje eletryczne płoty wokół parków narodowych, w których wciąż można spotkać dziko żyjące słonie i nosorożce. To właśnie te zwierzęta najbardziej cierpią z powodu kłusowników, którzy od paru lat znów dziesiątkują populacje tych majestatycznych zwierząt.


Od kiedy handel kością słoniową i rogami nosorożców został zakazany w 1989 roku., sytuacja słoni i nosorożców uległa znacznej poprawie i ich liczba zaczęła się systematycznie zwiększać. Wydawało się, że problem kłusownictwa, to problem przeszłości. Niestety, parę lat temu ten czar prysł. Wraz ze wzrostem zamożności na dalekim wschodzie, zwłaszcza w Chinach,  otworzył się nowy rynek na te zakazane produkty. Bogacąca się klasa średnia jest gotowa płacić nawet 300 dolarów za kilogram kości słoniowej, która uważana jest za panaceum i afrodyzjak.

Szacuje się, że w zeszłym roku w Kenii zabito 384 słonie (ponad jeden dziennie!) i 19 nosorożców. Kłusownicy są coraz bezczelniejsi i lepiej zorganizowani – w marcu zmasakrowali rodzinę jedenastu słoni, włącznie z paromiesięcznymi maluchami, używając do tego celu karabinów maszynowych i helikopterów. Ale wciąż większość kłusowników to nie zawodowi przestępcy, a miejscowi rolnicy, którzy próbują dorobić nieco do swoich nędznych zarobków, a jednocześnie zemścić się na słoniach, które często wchodzą im w szkodę. Przeciętna płaca w Kenii to 1,500 dolarów rocznie; jeden dwudziestokilogramowy kieł to nawet 6 tysięcy dolarów.

Płoty zniechęcają słonie i nosorożce do włóczenia się po cudzych polach i pozwalają na monitoring terenu, aby ustrzec go przed kłusownikami. Chronią też kenijskie lasy przed nielegalną wycinką. Wszytko to za pieniądze z jednego szalonego weekendu w roku. Rhino Charge nie rozwiąże problem kłusownictwa w Kenii ale na pewno zwraca na niego uwagę i to w bardzo widowiskowy sposób.




Moją historię o Rhino Charge można obejrzeć na TVP Polonia, na minucie 18:30 tutaj.

O mnie

Moje zdjęcie
I'm a graduate of politics and African Affairs, a freelance writer and film-maker, currently based and roving in East Africa.