piątek, 8 maja 2015

Co wypić w Kenii

Jeśli męczyć będzie Was pragnienie w kenijskim gorącym klimacie, oto co macie do wyboru:

Coca-Cola 
Nie ważne jak daleko od 'cywilizacji' będziecie się znajdować ZAWSZE znajdziecie sklepik sprzedający coca-colę. Korporacja inwestuje miliony w promocję swojej marki i jej dystrybutorzy w zamian za upusty zachęcają do malowania ścian sklepów w kolory coca-coli. Dlatego większość kiosków w Kenii wygląda tak:

Coca cola jest tania (90 groszy za 30 ml) bo sprzedaje się ją tutaj przeważnie w szklanych butelkach, i klient wypija ją na miejscu. Depozyt jest droższy niż sam napój. Coca cola ma ponad 30 rozlewni w Afryce. Ostatnio otworzyła jedną w Mogadishu w Somalii - jednym najniebezpieczniejszych miast na Ziemi. Korporacja to już największy pracodawca w Afryce, a firma planuje wydać 12 miliardów dolarów na dalszą ekspansję.

Piwo
Poza coca-colą to najbardziej popularny trunek. Na rynku pełno j
est różnych marek, głównie miejscowych. Prym wiedzie na pewno piwo Tusker, z charakterysyczną żółtą naklejką ze słoniem - piwo nazwane zostało na cześć założyciela browaru, który zginął w latach 20tych zabity przez słonia podczas polowania. Inne popularne marki to White Cap (z wizerunkiem Mt Kenya), Pilsner i wariacje na ich temat, takie jak light czy malt. Wszystkie smakują tak samo.

W supermarketach można dostać także piwa importowane, przeważnie Heineken, Desperado, Carlsberg czy Bud Light. Chociaż do Kenii nie przyszła jeszcze moda na mini-browary i wyszukane piwa, ten rynek powili się tworzy. Brew Bistro jest na razie jedynym miejscem gdzie można dostać niestandardowe i smaczne piwa warzone na miejscu.

Chang'aa, czyli "Zabij mnie szybko"
Co nie znaczy, że Kenijczycy nie warzą alkoholu sami. Choć jest to oczywiście nielegalne, tradycyjne piwa, wódki i wina produkuje się w slumsach i na prowincji w ogromnych ilościach. Rząd stara się od lat ukrócić ten proceder, ale bezskutecznie.

Najniebezpieczniejszym z tych domowych wywarów jest changa'aa. W sheng, czyli języku slumsów, znaczy to zabij mnie szybko i tak też się często dzieje. Chang'aa to wyjątkowe świństwo. Produkowana przez gangi w slumsach Mathare i Kibera, ta wódka potrafi oślepić, sparaliżować albo zabić. Jest mocna, tania i produkowana w strasznych warunkach: woda pobierana jest ze ścieków przepływających przez slumsy, a do przyśpieszenia destylacji używa się paliwa lotniczego albo płynu do balsamowania, ukradzionego z kostnicy! Policja podczas rajdów znajdowała w beczkach takie niespodzianki jak szczury lub damskie staniki. Nie ma dokładnych danych ile osób ginie lub traci wzrok co roku z powodu konsumpcji kenijskiej wódki ale niemal co roku gazety donoszą o przypadkach masowych zatruć.

Smaczniejsze i, nieco mniej toksyczne, są miejscowe piwa i wina, warzone z czego popadnie, ale najczęściej z bananów albo kokosów. Różnica pomiędzy piwem - pombe - a winem - tembo - często jest umowna, ale generalnie piwo się warzy, czyli podgrzewa przed fermentacją, a wino fermentuje 'na zimno'. Pije się je przeważnie przez słomkę - często po prostu kawałek słomy, czy trzciny - bo nie jest to klarowny trunek. Mimo że nie jest tak mocny jak chang'aa, i tak uderza do głowy - czego opłakane skutki poznałam na własnej skórze, o czym możecie przeczytać tutaj.

Kawa, herbata czy koktajl? 

Jak na 'tropikalny' kraj przystało Kenia może pochwalić się bardzo dobrymi sokami owocowymi, świeżo wyciskanymi z mango, bananów, ananasów, marakui, czy pomarańczy.

Na wybrzeżu moim przysmakiem jest woda kokosowa, pita prosto z kokosa, którego za 20 kSh (30 groszy) można kupić prawie wszędzie. Sprzedawca wielką maczetą odłupuje czubek i  wkłada do środka słomkę. Woda kokosowa jest delikatnie słodka i bardzo ożywcza. Po wypiciu zawartości wydłubuje się galaretowaty, biały miąższ, który jest równie pyszny.

Można też do kokosa dolać rumu i nałożyć lodu i miodu, z czego powstaje wyborny drink. Inną miejscową specjalnością - dla turystów bo wybrzeże jest w większości Muzułmańskie i niepijące - jest cocktail zwany dawa, czyli lekarstwo. Ale niech was nazwa nie zmyli - dawa jest niezbyt zdrowa, ale słodka i pyszna. Przygotowuje się ją z wódki, miodu, lodu i limonki - a przepis możecie znaleźć tutaj.

Przy zachodzie słońca, zgodnie z kolonialną tradycją, pije się sundowner, przeważnie dżin z tonikiem - jak wiadomo najlepszym lekarstwem na malarię;)

Kawa, mimo że uprawia się ją w Kenii, pita jest byle jak, głownie z sieciowych kawiarniach imitujących Starbucks. Powoli trend ten się zmienia i w wielu dobrych restauracjach można dostać porządną, dobrze zaparzoną, aromatyczną kawę.

Herbata jest zawsze słodka i mleczna. Często tak mleczna, że trudno się w niej dopatrzyć choćby śladów herbaty. Na prowincji, warzy się ją w garnku, od razu z mlekiem i cukrem, i stawia w termosach na stole. Kto chce - tak jak ja - napić się czarnej herbaty musi prosić o chai ya rangi (kolorowa herbata) albo chai trungi (od angielskiego 'true', czyli prawdziwa).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz wyrazić swoją opinię o artykule, zadać mi pytanie czy podzielić się linkami do podobnych ciekawych stron? Możesz to zrobić tutaj!

O mnie

Moje zdjęcie
I'm a graduate of politics and African Affairs, a freelance writer and film-maker, currently based and roving in East Africa.